DOM KLEPSYDRY- GARET RUBIN
"Dom Klepsydry" to nietypowa książka ze względu na swoją formę i choćby dlatego warto ją sprawdzić. To tetbeszka, czyli właściwie dwie książki w jednej. W tym przypadku obie historie się ze sobą łączą, ale w jaki sposób i co z tego wynika, nie będę zdradzał, żeby nie psuć wam zabawy.
Część niebieska dzieje w XIX w Anglii. Opowiada o Simeonie Lee, młodym lekarzu, który udaje się na wyspę Ray, gdzie ma leczyć swojego krewnego - umierającego proboszcza Oliwiera Hawesa. Na miejscu okazuje się, że w tajemniczym domu mieszka, a właściwie więziona jest Florence, szwagierka proboszcza, uznana winną zamordowania swojego męża. Karę odbywa w odseparowanym, zamkniętym pomieszczeniu w sąsiedztwie domowej biblioteki. Podsuwa mu ona tetbeszkę, której treść jest mocno zaskakująca.
Część czerwona dzieje się w latach trzydziestych XX w Kalifornii. Śledzimy w niej historię Kena Kouriana, początkującego aktora. Poznaje on Oliviera Tooka - syna gubernatora stanu i pisarza. Młody pisarz zwierza mu się z pomysłu napisania tetbeszki, ale nie chce zdradzić nic więcej. Podejrzane zgony, dziwne zdarzenia i zgłębianie tajemniczej historii rodziny Oliviera stanie się dla Kena codziennością.
Entuzjastycznie zareagowałem na samą formę książki, bo to odświeżający i mało wykorzystywany motyw. Jak wyszło? Obie historie czytane osobno same w sobie są intrygujące, wciągające i udowadniają, że autor potrafi konstruować pomysłowe fabuły. Sposób w jaki łączą się te opowieści, jednak pozostawia trochę do życzenia. Mimo, że wpływają na siebie, to brakuje kropki nad i. Jakiegoś mocniejszego podsumowania. Podczas lektury aura tajemniczości i niedopowiedzeń daje nadzieję, że to będzie coś naprawdę mocnego, ale na koniec pozostaje uczucie niedosytu. Mimo wszystko, podoba mi się styl autora i z chęcią sięgnę po kolejne książki, które napisze. Moim zdaniem warto sprawdzić.


Komentarze
Prześlij komentarz